wtorek, 29 października 2013

Szwajcarskie fondue „moitié-moitié”

Kiedy na blogu Chillibite zobaczyłam informację o konkursie, w którym można było wygrać wycieczkę do Szwajcarii, pomyślałam, że byłoby wspaniale "ugryźć" taki różnorodny kraj. Udało się. Czworo blogerów, jeden zawodowy fotograf i jedna specjalistka od Szwajcarii ruszyło na podbój kraju serem i czekoladą płynącego. Przez cztery dni smakowaliśmy dziczyzny, regionalnych serów, kasztanów i innych szwajcarskich dóbr, o których napiszę jeszcze oddzielnego posta na blogu. Dzisiaj czas na fondue.


Prawdziwego szwajcarskiego fondue kosztowaliśmy w Les Diablerets. Les Diablerets to mała miejscowość położona w alpejskiej dolinie, ze wszystkich stron otoczona górami. Legenda głosi, że wszystkie lawiny schodzące z gór są wywoływane przez diabły grające w kręgle i usiłujące zbić najwyższy szczyt w okolicy. Podczas naszej szwajcarskiej wyprawy diabły najwyraźniej spały i dały nam w spokoju cieszyć się urokami gór. I szwajcarską kuchnią, oczywiście. Nic - oprócz czekolady - nie kojarzy się ze Szwajcarią tak jak serowe fondue. Dla wielu Szwajcarów fondue to szybki sposób na energetyczną regenerację po całodziennych zmaganiach z zimowymi stokami.

 

Klasyczne fondue przygotowuje mężczyzna (głowa rodziny), który stoi nad garnkiem i miesza ser. Nie bez znaczenia jest tu jego rodzaj : każdy region ma swoje ulubione typy, ale połączenie vacherin i gruyere’a uznane jest za klasyk. W Auberge de la Poste (czyli starym budynku pocztowym przerobionym na restaurację) mogłam podszkolić się w sztuce mieszania sera i - jak na prawdziwego faceta przystało - dałam sobie radę! Tam też poczułam, że w jedzeniu fondue jest coś magicznego – wszyscy w ciszy z wielkim skupieniem wkładali swoje kawałki chleba do caquelon (tak się nazywa naczynie do fondue), pieczołowicie nabierali ser i z namaszczeniem zjadali. Może wcale nie chodziło o magię ale o strach - tego, kto upuści chleb spotyka bowiem kara (np. bieganie po mrozie bez kurtki, a potem bez butów, koszulki...). Niezależnie od tego jest wiele przyjemności w takim wspólnym biesiadowaniu, jedzeniu z jednego garnka, ostrożnym nabieraniu kęsa za kęsem. Spokój, dobre jedzenie, dobrzy ludzie wokoło i mnóstwo pozytywnych emocji.
Po moim powrocie zrobiliśmy oczywiście fondue w domu. Jeśli i Wy macie ochotę, podajemy przepis.



Czas przygotowania: 20 minut

Składniki:
1 bagietka pszenna
200 g sera Vacherin
200 g sera Gruyere
150 ml białego wina stołowego
1 ząbek czosnku
½ łyżeczki gałki muszkatołowej
2 łyżki kirschu (opcjonalnie)
pieprz

Bagietkę kroimy w kostkę 2 cm. Sery kroimy w małą kostkę lub ścieramy na tarce o grubych oczkach. Wrzucamy do garnka, wlewamy wino, dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę (lub bardzo drobno posiekany), gałkę muszkatołową. Nie przerywając mieszania podgrzewamy na małym ogniu do całkowitego rozpuszczenia sera. Zdejmujemy z ognia, dodajemy kirsch, stawiamy na podstawkę do fondue (jeśli mamy zestaw do fondue czekoladowego, sery rozpuszczamy w rondelku, a już gotowe przelewamy do naczynka).
Jak jeść? Na widelec do fondue nabijamy kawałek bagietki, zbierając z dna garnka zataczamy nim ósemki. Wyciągamy, delikatnie obracamy w powietrzu, aż krzepnący ser „okręci się” wokół chleba. Oprószamy pieprzem na talerzyku i zjadamy.

I jeszcze kilka zdjęć z Les Diablerets:

Les Diablerets położone jest w Alpach Berneńskich. Jest to piękna i spokojna miejscowość w której na co dzień mieszka 3000 osób. W trakcie sezonu narciarskiego zmienia się nie do poznania - 8000 turystów robi swoje. 
Piękny dom zbudowany w osiemnastym wieku. Fasada domu jest swoistym pamiętnikiem rodzinnym  - zostały na niej wyryte ważne daty i wydarzenia. 

Muzem Ormonts w Vers-L'Eglise, wsi położonej obok Les Diablerets. Można w nim oglądać wystawę poświęconą historii ziołowego likieru Bitter des Diablerets. 

Niesamowita elewacja składająca się z nachodzących na siebie deseczek. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie - tym bardziej, że pochodzi z początku dziewiętnastego wieku. 

7 komentarzy:

  1. piękne zdjęcia i pyszne jedzonko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10/30/2013

    wow, pysznie wyglada :) tylko gdzie kupić takie gatunki serów? nawet w moich ulubionych Free Delikatesach nie ma wszystkich, a wybór jest ogromny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kupiłam je na miejscu (i piszę o nich, zeby ludzie wyjeżdżający do Szwajcarii wiedzieli, co mogą przywieźć). Ser gruyere na pewno jest w Auchan. Vacherin zastąpiłabym raclette.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze od naszego powrotu nie robiłam fondue, ale w najbliższych dniach to się z pewnością zmieni.
    Szwajcarskie sery już czekają w lodówce :-)

    Gorąco Cię pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my robiliśmy już dwukrotnie :) i raclette przed nami.
      Uściski, E. :))

      Usuń
  5. Anonimowy6/05/2014

    Hi there to all, the contents present at this site are genuinely awesome for people knowledge, well,
    keep up the good work fellows.

    My web page - mankato mn bankruptcy attorneys

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za odwiedziny!
M+A